Classic Cup relacja z
pokładu Dunajca
WIELKIE ZYWCIĘSTWO JACHTU DUNAJEC
Relacja:
Ula Ziemska
Do Jachtklubu Stoczni Gdańskiej w Górkach
przyjechaliśmy trzy dni przed regatami. W tym roku regatową ekipą Dunajca
dowodził Łukasz Ziemianek (Kierownik), a załogę stanowili: Ewelina Fołta
(Edzia), Ula Ziemska (Ulala), Renata Węglarz (Hostessa), Katarzyna Wysocka
(Szarik), Rafał Kozioł (Buka), Łukasz Kotarba (Koti), Jacek Tokarczyk
(Sosna), Piotr Kowalczyk (Celebryta) i Mikołaj
Stankiewicz (Młody). Na Dunajcu, jak co roku po sezonie trzeba było
wykonać dużo napraw i drobnych poprawek, więc mieliśmy pełne ręce roboty.
W piątek popłynęliśmy na spotkanie Barlovento II powracającego z
arktycznej wyprawy i razem z nim stanęliśmy w Basenie Jachtowym w Gdyni
czekając na niedzielne rozpoczęcie regat.
Sobota upłynęła nam na trenowaniu zwrotów,
sprawdzaniu działania osprzętu i wymyślaniu co raz to nowych regatowych
patentów.
Wieczorem do Gdyni spłynęły jeszcze Politechnika,
Gwarek i Mestwin. Wszyscy stanęliśmy przy zewnętrznym falochronie i przystąpiliśmy
do integracji z wrogiem ;)
W niedzielę o 1200 odbyła się odprawa. Decyzją
komandora regat start wyznaczono na godzinę 1600 między zieloną główką
falochronu a czerwoną boją wejścia do portu. Czerwoną boję trzeba było
minąć lewą burtą. Do regat stawiły się jeszcze Wars, Joseph Conrad i Sifu
of Avon.
Z portu wyszliśmy na ostatnią chwilę i na linii
startu byliśmy z minutowym opóźnieniem. Zaraz po starcie dożaglowaliśmy
dziób stawiając dodatkowy sztaksel na baby sztagu i bardzo szybko
dogoniliśmy pozostałe Opale. Jeszcze przed boją NP, którą należało ominąć
lewą burtą, dostawiliśmy apsla dzięki czemu nasza przewaga nad pozostałymi
jachtami zaczęła rosnąć. Na boi NP wykonaliśmy zwrot i skierowaliśmy się
prosto na boję GD cały czas utrzymując dość dużą przewagę. Dunajec mknął
jak burza osiągając prędkości do 8-9 węzłów. Co jakiś czas Wars i Gwarek
nabierały tempa i zaczynały nas doganiać. Kilka razy realnie zagroziły
naszej pozycji, zwłaszcza Wars, który między bojami GD i HLS zbliżył się
do nas na odległość około 200 metrów, po czym sukcesywnie zmniejszał ten
dystans.
Metę wyznaczono między boją HLS a latarnią na Helu.
Tuż przed boją Wars zbliżył się do nas na odległość około 80 metrow, ale
prowadzącemu go Tomkowi nie udało się już dogonić Dunajca, który na pełnej
prędkości wpadł na metę bezapelacyjnie wygrywając pierwszy etap regat
Classic Cup.
Po wyścigu wszystkie jachty spłynęły do portu w
Helu. Sklarowaliśmy żagle, zjedliśmy kolację i położyliśmy się spać.
Byliśmy bardzo zmęczeni.
Start drugiego etapu regat zaplanowano na
poniedziałek na godzinę 1100. Wiało rześkie 5ºB... no, może ciut więcej ;)
Część kapitanów postanowiła od razu zarefować grota. W trakcie tej
operacji podarł się żagiel na jednym z opali, więc start przesunął się o
pół godziny. O 1130 prawie wszystkie jachty stawiły się na starcie
wyznaczonym na przedłużeniu linii HL-S – latarnia. W Helu został jedynie
Wodnik, którego załoga zdecydowała się poczekać, aż wiatr zelżeje. My
znowu spóźniliśmy się na start 5 minut, ale po postawieniu kliwra, baby
foka, bezana i grota na pierwszym refie bardzo szybko odrobiliśmy straty.
Zaraz po starcie okazało się, że zarefowany żagiel na Warsie nie wytrzymał
siły wiatru i Tomek spłynął do portu, żeby go przeszyć. Na Gwarku i
Mestwinie pękły fały grota, ale na obu jachtach dość szybko usunięto
awarię.
Dunajec mknął jak burza. Dożaglowany dziób pozwolił
na uzyskiwanie prędkości do 6 węzłów na ostrym bajdewindzie przy fali
sięgającej niemal 4 metrów. Znaczącą przewagę udało się nam uzyskać już po
godzinie i dystans od pozostałych jachtów stale się zwiększał. Dunajec
idąc kursem 010º na wiatr co i raz nurkował dziobem w falach zanurzając
cały kosz dziobowy i urządzając darmowe jacuzzi załodze pracującej przy
sztakslach.
Przy sile wiatru wzrastającej nawet do 7ºB i coraz
mocniej wypiętrzającej się fali, Dunajec zaczął się mocno przechylać
zanurzając w wodzie pokład i kabestany. Założyliśmy
drugi ref na grocie. Potem trzeci, a następnie zrzuciliśmy go całkowicie
zostawiając kliwra, baby foka i bezana. Pracujący na fali jacht zaczął
brać coraz więcej wody. Włączył się alarm zęzowy i konieczna zaczęła być
praca pompami ręcznymi. Żeby zmniejszyć przechył zrzuciliśmy kliwra. W
międzyczasie z wyścigu wycofywały się kolejne jachty. Zostaliśmy na wodzie
wraz z Politechniką i Sifu. Wars po naprawie żagla wrócił do wyścigu. Siła
wiatru rosła. Nieproporcjonalnie szybko do niej wzrastała też wysokość
fali, która przekraczała już 4 metry. Ze względu na coraz trudniejsze
warunki pogodowe po konsultacji z jachtami, które pozostały na wodzie
podjęliśmy wspólną decyzję o przerwaniu biegu długodystansowego, powrocie
na Hel i dołączenie do czekających tam ekip. Po ponownym zacumowaniu w
Helu i sprawdzeniu aktualnych prognoz pogody organizatorzy uznali, że
żegluga w tych warunkach będzie bezsensownym narażaniem sprzętu oraz
bezpieczeństwa załóg. Wspólna impreza dynamicznie rozwijała się do 0600
rano.
Pierwsza wtorkowa odprawa zaplanowana była na
godzinę 1100, jednakże warunki pogodowe nie zmieniały się na lepsze.
Odprawę przesunięto na popołudnie. Na kolejnej odprawie z regat wycofały
się Wodnik II i Politechnika, a pozostałe jachty postanowiły dalej czekać
na poprawę warunków atmosferycznych. Po odebraniu wieczornych prognoz
pogody organizatorzy zdecydowali kontynuować regaty jedynie na wodach
Zatoki Gdańskiej.
W środę poranek przywitał nas jeszcze deszczową
pogodą. Z portu wyszliśmy 40 minut przed startem zaplanowanym na 0900.
Postawiliśmy żagle i w pełnej gotowości zbliżaliśmy się do linii startu
ustalonej pomiędzy pławą HL-S a latarnią. Minutę przed startem nagle pękł
nam dolny bryt genuy. Powstało ponad 30 centymetrowe rozdarcie i
musieliśmy natychmiast zmienić przedni żagiel na niewielkiego kliwra.
Opóźniło to nieco nasz start, a w panujących warunkach wiatrowych od razu
dawało przewagę konkurencji. Wars i Mestwin wystrzeliły do przodu w
kierunku boi GN walcząc ze sobą nawzajem. Na Dunajcu dostawiliśmy baby
foka, a genuę zebraliśmy pod pokład. Rozdarcie było duże, ale mieliśmy
nadzieję, że uda się nam zszyć ją przed końcem wyścigu. Wiało 3-4ºB a fala
na Zatoce była niewielka. Mestwina dogoniliśmy tuż za boją GN, ale dystans
do Warsa nadal się nie zmniejszał. Prawą burtą minęliśmy boję NP.
Wyostrzyliśmy i zaczęliśmy halsować się do boi GD. Na ostrym bajdewindzie
baby fok przestawał pracować wydajnie i trzeba było go zrzucić. Pod
pokładem Dunajca załoga łamała kolejne igły próbując naprawić genuę, Wars
nadal trzymał się z przodu a Mestwin coraz bardziej odstawał od
halsujących się ostro Opali.
Za boją GD odpadliśmy. Na pełnym kursie mogliśmy z
powrotem postawić baby foka, a także dostawić apsla. Niestety Wars nadal
był sporo przed nami i nijak nie mogliśmy go dogonić – brak genuy był
bardzo odczuwalny. W kolejnej części wyścigu mieliśmy ominąć lewą burtą
boję GN i płynąć w kierunku Jastarni. Wars tuż za boją GN wykonał zwrot
przekładając się na prawy hals. My na Dunajcu obraliśmy nieco inną
strategię. Jeszcze przez milę utrzymywaliśmy lewy hals nabierając
wysokości, a następnie zrobiliśmy zwrot i płynęliśmy prawym halsem powyżej
Warsa. W głębi Zatoki jak zwykle napotkaliśmy rozstawione sieci
powierzchniowe. Między chorągiewkami wypatrywaliśmy oznaczających sieci
pływaków, ale nie mogliśmy ich dostrzec. Kilka minut krążyliśmy szukając
bezpiecznego przejścia pomiędzy nimi, aż w końcu ruszyliśmy do przodu
starając się dogonić Warsa. Od mety wyznaczonej pomiędzy boją JAS a
Kaszycą dzieliło nas około 8 mil w linii prostej, a Wars nadal miał nad
nami wyraźną przewagę. Kiedy na dowodzący Warsem Tomek zmienił hals,
zareagowaliśmy natychmiast i zrobiliśmy zwrot. Oba jachty płynęły teraz
lewym halsem w kierunku boi JAS. Sytuacja była już dość groźna, jednak w
tym momencie udało się skończyć obszywanie łaty na genui - nigdy wcześniej
tak szybko nie zmienialiśmy żagla :) Dunajec nabrał prędkości i nagle
wygrana stała się realna. Płynęliśmy w skupieniu
czekając na idealny moment do zwrotu. Sekundy wydawały się bardzo długie.
Zwrot był szybki i precyzyjny, Celebryta za sterem wykonał dobrą robotę.
Płynęliśmy teraz prawym halsem prosto na boję, a Wars lewym halsem celował
w naszą burtę. Ostatecznie zmusiliśmy Tomka do do zmiany kursu i wykonania
zwrotu za naszą rufą. Przed samą boją ustawiona była jeszcze jedna
chorągiewka... Znowu sieci. Musieliśmy wyostrzyć wchodząc lekko w kąt
martwy i wytracając prędkość. Wars postanowił popłynąć pełniej, bo tylko
tak mogli jeszcze nadrobić stratę, jednak tuż za sieciami Dunajec odpadł
obierając właściwy kurs na boję JAS. Od mety dzieliły nas metry, Wars
opadał coraz bardziej nie mogąc wrócić na właściwy kurs. Dunajec przeciął
metę jako pierwszy i w regatowym stylu wygraliśmy drugi bieg Classic Cup.
Po przekroczeniu linii mety postawiliśmy Dunajca w
dryf czekając na Warsa, po czym razem weszliśmy do portu w Jastarni.
Na czwartek zaplanowano wyścig do Helu, którego
start ustalono na godzinę 1300. Linia startu wyznaczona została pomiędzy
Kaszycą, a boją JAS, którą ominąć należało lewą burtą po czym skierować
się na boję GD. Dunajec i Wars osiągały podobne prędkości a po piętach
deptał nam Mestwin. Start tym razem udało się wygrać warsowi. Dzięki
precyzyjnemu prowadzeniu jachtu i dobrze wyznaczonemu kursowi na boi GD
byliśmy pierwsi. Wykonaliśmy zwrot przez rufę i wyostrzyliśmy do
bajdewindu kierując się na boję HLS. Dostawiliśmy baby foka osiągając
znaczną przewagę nad Warsem. Po przepłynięciu 2/3 dystansu do HLS nagle na
Dunajcu pękł lewy ściągacz tylnej wanty kolumnowej grotmasztu wymuszając
natychmiastową zmianę halsu. Naprawiając usterkę oddalaliśmy się od mety.
W czasie wymiany ściągacza kolejno mijały nas Wars i Mestwin pytając, czy
nie potrzebujemy pomocy. Własnymi siłami wymieniliśmy ściągacz, po czym
kontynuowaliśmy bieg w kierunku boi HLS. Po przecięciu linii mety jeszcze
raz sprawdziliśmy regulację want i zabraliśmy się za przygotowanie obiadu.
Nie udało nam się wygrać tego biegu, ale dwa pierwsze wyniki zapewniły nam
zwycięstwo w klasyfikacji generalnej. Wiedzieliśmy już, że tym razem
Dunajec uplasował się na pierwszym miejscu i wygrał tegoroczne Classic
Cup.
Po zakończeniu biegów regatowych wraz z pozostałymi
jachtami umówiliśmy się zakończenie imprezy i golonkę w knajpie U Chłopa
we Władysławowie. Wiało równe 4ºB. Kiedy jachty minęły półwysep Helski i
wyszły na otwarte morze nadeszła burzowa chmura. Widząc jak mocno Wars
przechyla się pod chmurą na Dunajcu natychmiast zamieniliśmy genuę na
kliwra i próbowaliśmy zarefować grota po czym zrzuciliśmy go całkowicie.
Spod chmury w ciągu niecałej minuty dmuchnęło około 8ºB. W pewnym momencie
Wars zniknął nam z pola widzenia, a gdy zobaczyliśmy go po chwili
przestało być nam do śmiechu. Wars nie niósł żagli i wydawało się, że ma
spore problemy. Natychmiast uruchomiliśmy silnik i ruszyliśmy w jego
stronę. Po chwili zorientowaliśmy się, że grotmaszt Warsa jest złamany na
wysokości salingów. Wszystkie jachty płynące w naszej flotylli zawróciły i
zaoferowały swoją asystę. Na szczęście nikomu z załogi uszkodzonego jachtu
nic się nie stało. Wars w asyście pozostałych jachtów powrócił do Helu. W
międzyczasie na Dunajcu przygotowaliśmy dla załogi Warsa wielki gar zupy
pomidorowej. Zabrakło nam co prawda ryżu, ale tu z pomocą przyszła załoga Sifu, która uzupełniła nasze zapasy. Kolejnym prezentem od Sifu było
pyszne ciasto bananowe Po wyczerpującym dniu wszystkie załogi położyły
się spać.
W piątek rano, kiedy stres lekko odpuścił,
organizatorzy Classic Cup oficjalnie zakończyli imprezę. O 1100 wszyscy
stawiliśmy się na falochronie. Uścisnęliśmy sobie dłonie i zrobiliśmy
wspólne zdjęcia, po czym jachty powoli zaczęły rozpływać się do portów
macierzystych.