Strona główna
Załoga
Historia wyprawy
Galeria
s/y Dunajec
SPOZŻ |
HISTORIA WYPRAWY
Po Chorwackiej Majówce przyszedł czas na prawdziwe
morskie żeglarstwo. Na przełomie lipca i sierpnia zorganizowałem rejs na
morze północne. Nie ukrywam, że znalezienie załogi na te zimne wody nie
było łatwe. Rejs do samego końca stał pod znakiem zapytania. Na szczęście
udało mi się zebrać kompletną załogę na te 2 tygodnie żeglugi. Ludzie z
całej Polski, od Tatr do Pomorza.
Załoga:
Kapitan Jerzy Woliński Nowy Sącz
I oficer Tomasz Rabiasz Tarnów
II oficer Tomasz Cieślar Cieszyn
III oficer Jacek Lorek Nowy Sącz
Załoga Adam Odolski Tarnów
Załoga Piotr Naimski Warszawa
Załoga Mikołaj Stankiewicz Gdańsk
Załoga Marcin Biedrzycki Gdańsk
Załoga Wiktor Wojciechowski Nowy Sącz
Wyruszyliśmy z Jackiem z Nowego Sącza 27.07.2012. o godzinie 06.00 rano. W
Tarnowie dosiedli się Tomek i Adam. W Katowicach drugi Tomek, a z lotniska
we Wrocławiu odebrali-śmy Piotra. Marcin i Mikołaj sami dojechali z
Gdańska do Świnoujścia, gdzie czekał na nas już w 100% gotowy do żeglugi
jacht s/y DUNAJEC. Wiktor czekał na jachcie, bo przypłynął na
wcześniejszym rejsie pod komendą Kapitana Ryszarda Króla z Gdańska (Górki
Zachodnie) do Świnoujścia. Czas goni i to strasznie, priorytetem mojego
rejsu jest wypływanie minimum 100 godzin na wodach pływowych Morza
Północnego, gdyż moja załoga potrzebowała tych godzin stażowych do
podniesienia kwalifikacji i podwyższenia uprawnień ze sternika jachtowego
na jachtowego sternika morskiego. Kapitan Król wraz z I oficerem –
Andrzejem Gwiżdżem, podczas tygodniowej żeglugi z Gdańska do Świnoujścia,
przygotowali nam jacht w 300% na nasze morskie ściganie się z czasem.
Pięknie dziękuję, Panowie. 27.07.2012 około godziny 22.00 zameldowaliśmy
się na kei w Świnoujściu. Szybki wyładunek z busa i za-okrętowanie się na
jachcie. Chłopaki pojechali busem do domu, a my po 4 godzinach snu
28.07.2012 o 05.00 rano wychodzimy w morze. O tak wczesnej porze ciężko
było wstać, ale południowo-wschodnia „4” zaczynała już wiać. Już na
farwaterze podejściowym do Świ-noujścia postawiliśmy żagle i padła
upragniona komenda „MASZYNA STOP”. Cisza, żagle wypełnione wiatrem i tylko
plusk wody uderzającej o burtę. Wieje słabo, ale kierunkowo. Około 16.00
przyszła burza. Z 3º–4º B zrobiło się 7 º B, ale szybkie refowanie grota i
zmiana foka przywróciły nam komfort żeglugi. Po dwóch godzinach wieje znów
3º B, ale w ryj. Ka-taryna w ruch i dalej do przodu. Około 19.00 – 20.00
mijamy północny przylądek wyspy RUEGEN i na trawersie lewej burty
zostawiamy latarnie morską ARKONA. Noc bez historii, wiatr słaby, więc
jedziemy na silniku. W niedzielę bez zmian, wiatr słaby, 2º– 3º B, ale w
do-brym kierunku, więc stawiamy spinakera i nasza prędkość wzrasta do 6
knotów. Niedziela – cały dzień zabawy z żaglami, żeby zyskać na prędkości.
Wieczorem wiatr siada, więc znów silnik i do przodu.
Poniedziałek:
O 03.45 nasz DUNAJEC zacumował w Holtenau przy wejściu do śluzy
Kanału Kiloń-skiego. Godzina postoju na rozprostowanie nóg na lądzie i
ruszamy na poranny rekonesans portu Kiel. O 05.30 wpływamy w śluzę
Holtenau. Szybkie i sprawne śluzowanie i o 06.00 ru-szamy przez 108
kilometrów Kanału Kilońskiego. O 16.15 meldujemy się na śluzie Brusbittel.
Kanał to nudna jazda na silniku, stała prędkość 5 knotów, ale wynajdujemy
jakieś roboty bosmańskie. Jacek podorabiał listwy do żagli, Marcin z
Mikołajem i Wiktorem sklarowali żagle jak na paradę żaglowców. I masa
drobnych robótek, jak to na naszym jachcie. Po wyjściu ze śluzy Brusbittel
rzeka Elba przywitała nas mocnym wiatrem 5º B w mordę. Razem z od-pływem
jedziemy z prędkością 8 knotów do portu Cuxhaven.
Wtorek:
Ruszamy z Cuxhaven o 16.00, żeglujemy szybko z odpływem po Elbie i
z delty rzeki Elbe wychodzimy na Morze Północne. Z lewej burty zostaje
wyspa Helgoland, a my płyniemy do duńskiego portu Esbjerg.
Środa:
Wiatr słaby, jakieś 3º B, ale kierunkowo, chłopaki pracują przy
żaglach ile sił, żeby tylko utrzymać lub zwiększyć prędkość. Stawiamy
wszystko, co możliwe, byle do przodu. Stoi na-wet apsel między grotem a
bezanem. I już w środę o godz. 24.00 stoimy w Esbjergu. Ale nie na długo.
Nasz postój ogranicza się tylko do krótkiego odpoczynku, gdyż chcemy
spędzić jak najwięcej godzin na morzu. Z następnym odpływem wychodzimy.
Czwartek:
Rano ruszamy z Esbjergu i tniemy przez Morze Północne, które jest
dla nas bardzo przy-jazne, wieje 3º–4º B, a my płyniemy na niemiecką wyspę
Helgoland.
Piątek:
Cały dzień walka z prędkością i wietrzenie wszystkich możliwych
żagli.
Sobota:
O 01.00 w nocy wraz z przypływem wchodzimy do portu na wyspie
Helgoland. Cała so-bota w porcie, jest czas na zwiedzanie i odpoczynek. W
sobotnie popołudnie po zwiedzaniu wyspy (a uwierzcie, jest co oglądać),
zrobiliśmy koncert szantowy. Od rana nasza monstrualna bandera postawiona
na topie grotmasztu wzbudzała powszechne zainteresowanie. Staliśmy w
najbardziej atrakcyjnej części portu. Koło nas cumowały 4 okręty patrolowe
brytyjskiej ma-rynarki wojennej, na których służyły również kobiety – mamy
to na zdjęciach. Ich musztry wojskowe i nasz koncert szantowy wzbudziły
wielkie zainteresowanie żeglarzy i turystów, którzy przechadzali się po
nabrzeżu. Kiedy po dwóch godzinach nasz śpiew ucichł, a nasi bardowie
(Marcin i Tomek) przestali grać, usłyszeliśmy brawa od ludzi zebranych
przy na-brzeżu i w kawiarni.
Niedziela:
Po dobowym postoju na wyspie Helgoland w niedzielę o godz. 02.00
tuż z początkiem odpływu ruszamy w dalszą drogę. Wiatr słaby, ale trochę
żagli, trochę silnika i około 09.00 jesteśmy już na delcie rzeki Elbe.
Złapani przez przypływ, sukcesywnie zwiększamy swoją prędkość, a między
godz. 12.00 a 15.00 jedziemy znów z prędkością 8 knotów. Przedłuża się nam
okres oczekiwania na śluzowanie przy wejściu do Kanału Kilońskiego (śluza
Brusbittel) prawie do 2 godzin. Komplikuje to nasze plany, gdyż będziemy
musieli nocować w kanale, bo od 22.00 do 04.00 jest zakaz pływania. Na noc
cumujemy na 40 kilometrze kanału w niewiel-kiej odnodze w bardzo malutkiej
i bardzo cichej marinie Oldenbuttel.
Poniedziałek:
Już o 04.00 cumy oddane i jedziemy dalej. Znów ponad godzina
oczekiwania na śluzę i w końcu jesteśmy na Bałtyku. Cumujemy w porcie
Laboe. Krótkie uzupełnienie zapasów, szybki prysznic i dalej w drogę.
Wieje 3º do 4º B, kierunkowo. Super żegluga baksztagami, załoga bawi się
wszystkimi możliwymi żaglami, a najbardziej apslem. Rozwiewa się coraz
mocniej. W nocy jedziemy na samej genui, a nasze godzinne przeloty są po
6–7 mil.
Wtorek:
Wiatr cały czas tężeje, stan morza już 5º, od południa wieje 7º do
8º B. Zmieniamy genuę na foka marszowego, a nasza prędkość nie spada. I
cały czas baksztagami do przodu. W planie był port Ystad ale przy tej sile
i kierunku wiatru wejście do niego jest niebezpieczne, więc podjąłem
decyzje schowania się za wyspę Bornholm i wejście do portu Nexo. W środę
fak-tycznie po schowaniu się za wyspę wiatr osłabł i można było spokojnie
wejść do portu i za-cumować. Wtorkowy przelot dobowy to aż 144 Mm, a
prędkość przy zjazdach z fali docho-dziła do 11 knotów. Dostaliśmy trochę
w kość, więc teraz zasłużony odpoczynek.
Środa:
Klar na jachcie i wolne dla całej załogi. Należy się wszystkim po
takich ciężkich warun-kach. Spotkaliśmy w Nexo opala Gwarka pod komendą
Jacka Czarnowskiego z Warszawy. Mieli przymusowe 2 dni postoju z powodu
awarii – urwanego fału foka.
Czwartek:
O Godz. 06.00 ruszamy dalej. Schowani za wyspą Bornholm żeglujemy
w kierunku wyspy Christianso. Za wyspą wieje około 4º B, ale już na
otwartym morzu pełne 5º B. Po 4 godz. żeglugi udaje się nam mimo dużej
fali wejść do portu. Jest pusto, stoi tylko jeden żaglowiec duńskiej
marynarki wojennej z kadetami na pokładzie. Nasza monstrualna bandera znów
wę-druje na top grotmasztu. Niektórym miejscowym nawet się to nie podoba.
Że taka duża! Po czterogodzinnym zwiedzaniu wyspy oraz sytym obiedzie
wychodzimy z portu Christianso. Wiatr cały czas 4º–5º B i kierunkowo, więc
dalej żeglujemy baksztagami. Obieramy kurs: 104º, kierunek: przylądek
Rozewie. Noc bez historii, 3º–4º B i spokojna żegluga. Na wysokości Ławicy
Słupskiej widać duże fajerwerki nad Ustką, to nasza marynarka wojenna
urządziła sobie nocne strzelanie. Jeden z okrętów marynarki, który
patrolował granice akwenu za-mkniętego grzecznie nas odprowadził do końca
akwenu (na który i tak nie mieliśmy ochoty wpływać, bo komunikat o
zamkniętym akwenie odebrałem przez radio).
Piątek:
Od rana wiatr tężeje, a nasza prędkość rośnie. Mijamy Rozewie,
Władysławowo i Hel. Z Helu kurs 212º na Westerplatte. O godz. 18.00
cumujemy w marinie centralnej w Gdańsku, naprzeciw żurawia. Wieczór
kapitański odbył się w tawernie żeglarskiej „ZEJMAN” w starym spichlerzu.
Polecam placki ziemniaczane z łososiem!
Sobota:
Czas powrotów. O 08.00 wychodzimy z mariny, w zatoce wieje 6º–7º B
N–NW. O 12.00 cumujemy w Gdańsku (Górki Zachodnie).
Koniec rejsu! Przepłynęliśmy 1172Mm, 171 h na żaglach, 69 h na silniku (w
tym kanał w obie strony) godzin powyżej 6º B było 16.
Podczas rejsu wypływano 123 h na wodach pływowych z zaliczeniem 3 portów
pływo-wych: Cuxhaven, Esbjerg, Helgoland. Zadanie wykonane, załoga ma
staż.
Start: Świnoujście.
Odwiedzone porty: Holtenau, Cuxhaven, Esbjerg, Helgoland, Oldenbuttel,
Laboe, Nexo, Christianso, Gdańsk.
Koniec: Gdańsk Górki Zachodnie.
Dziękuję całej załodze za wspaniały rejs. Wszyscy bez wyjątku pokazali
podczas tych trudnych warunków, że są żeglarzami, na których zawsze można
liczyć. Odpowiedzialni i pracowici.
Wam, kochani czytelnicy dziękuję za dotrwanie do końca mojej opowieści.
Pozdrawiam i zapraszam do wspólnej żeglugi.
j.s.m. Jerzy Woliński (Kapitan)
P.s. Do Górek przyjechał po nas kolega, Kapitan
Bożydar Zając swoim busem. A w drodze powrotnej Tomek i Jacek bezpiecznie
dowieźli nas do domu.
|